nowości na e-mail
wpisz adres:


napisz do nas
Copyright © Klub Gaja
Strona Główna » Co Robimy? » Chronimy Przyrodę » Kampania "Teraz Wisła" » Wydawnictwo "Wisła Fax" » Wisła Fax - numer 38
Wydawnictwo "Wisła Fax"
aktualna pozycja:
» Wisła Fax - numer 43
» Wisła Fax - numer 42
» Wisła Fax - numer 41
» Wisła Fax - numer 40
» Wisła Fax - numer 39
Wisła Fax - numer 38
» Wisła Fax - numer 37
» Wisła Fax - numer 36
» Wisła Fax - numer 35
» Wisła Fax - numer 34
» Wisła Fax - numer 33
» Wisła Fax - numer 32
» Wisła Fax - numer 31
» Wisła Fax - numer 30
» Wisła Fax - numer 29

Wisła Fax - numer 38

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

lipiec 2003 rok


Klub Gaja do wędkarzy

Klub Gaja zaproszony został do zaprezentowania Ogólnopolskiej Kampanii "Teraz Wisła" podczas Targów Sprzętu Wędkarskiego "NA RYBY 2004". Organizatorami są Murator EXPO Sp. z o.o., Stowarzyszenie Polskich Producentów i Importerów Sprzętu Wędkarskiego.
Targi odbywały się w dniach 13-15 lutego 2004 roku w Warszawie, na terenie Centralnego Ośrodka Sportu Torwar. Zaszczytny patronat nad imprezą objęli Minister Środowiska Czesław Śleziak i Polski Związek Wędkarski.
Prezentacje slajdów z działań Klubu Gaja odbywały się:
- 14 lutego (sobota) o godzinie 15.30;
- 15 lutego (niedziela) o godzinie 10.30.


Wstęp

Po długiej przerwie ukazuje się kolejny numer Wisła Fax, w którym teksty bardzo aktualne łączą się z informacjami sprzed kilku miesięcy. Ale pisać o wodzie należy w długiej perspektywie, gdyż czasem mórz, jezior i rzek rozporządzają wieki, a nie dni i tygodnie. Taką należy przyjąć perspektywę pracując z żywiołem wody. Kilka lat temu w jednym z Wisła Faxów pisaliśmy o rosnącym strategicznym znaczeniu wody na świecie. Pierwsze lata XXI wieku potwierdzają, iż diagnozy naukowców i polityków były słuszne. Woda stała się zasobem strategicznym. Próbują się do tego przystosować rządy i wielkie instytucje międzynarodowe.
Widać to było na III Światowym Forum Wody w Kioto, ale także na mniejszych, ale znaczących spotkaniach i konferencjach na całym świecie. Dostęp do wody pitnej, powodzie, wielkie tamy stały się problemami, nad którymi dyskutują miliony, gdyż właśnie ich na co dzień dotyczą zjawiska zmieniające tryb życia, kulturę czy dorobek wielu pokoleń.
Klub Gaja uczestniczy w tym dialogu, na ile potrafi. Bronimy Królowej Polskich Rzek, ale także rozsławiamy ją w świecie, ukazując jej piękno i unikatowość. Prezentujemy nasze doświadczenia, sukcesy, ale i porażki. Uczymy się od innych. Próbujemy nadążać za gwałtownymi zmianami. Dlatego też informujemy z przyjemnością, iż jesienią tego roku zostanie wydana polska wersja Raportu Światowej Komisji Wielkich Tam. Była to niezwykle trudna i odpowiedzialna praca. Tym bardziej teraz, przed wstąpieniem Polski do UE, okazać się może niezwykle przydatna.
Dlaczego? Gdyż istnieją obawy, iż nieprzygotowany do absorpcji unijnych funduszy rząd skieruje ogromne pieniądze na regulację rzek, tamy, stopnie wodne i tzw. ochronę przeciwpowodziową. Raport przestrzega przed pochopnymi decyzjami, które zmienią bezpowrotnie życie ludzi i środowiska, ale także są otwartym polem dla nadużyć i korupcji. Tego obawiam się najbardziej i choć jestem euroentuzjastą, uważam, iż tylko dobrze zorganizowane społeczeństwo obywatelskie uchronić nas może przed możnymi lobbystami, za którymi stoją wielkie korporacje, dla których liczy się tylko zysk za wszelką cenę. My, ekolodzy, chcemy rozwoju gospodarczego. Jest on nam potrzebny nie mniej, niż innym. Przestrzegamy jednak przed nadmierną ekspansją w przyrodę, gdyż jej skutki będą odczuwały następne pokolenia. Co gorsze, będą musiały za to zapłacić. Wielką cenę. Wyliczalną nie tylko
ekonomicznie, gdyż koszty ekologiczne zaczynają mieć ogromne znaczenie. Ważna będzie też cena, jaką poniesie nasza kultura, tożsamość narodowa czy w ogóle tradycja. Przyroda, jej różnorodność, krajobraz i jego piękno są narodowym dziedzictwem, są tym, co wnosimy nie tylko do Europy. Warto o tym pamiętać, zanim zmienimy otaczający nas świat.

Jacek Bożek


Naturalna Królowa

 

Jest największą w Polsce, największą wpływającą do Bałtyku i największą nieujarzmioną rzeką w Europie.

Jedną z legend, które dzieci poznają jako pierwszą, jest opowieść o królewnie Wandzie, która nie chciała wyjść za mąż za niemieckiego księcia i wolała rzucić się do Wisły. W przedszkolu sama deklamowałam wierszyki o Wiśle, zwanej królową polskich rzek, m.in. Marii Konopnickiej z frazą "szumią zboża na równinie, tam gdzie Wisła modra płynie". Potem czytałam o Wiśle w szkolnych czytankach i wkuwałam jej dopływy na lekcjach geografii.

- Kilka lat temu w przedszkolu mojej córki wystawiono śpiewogrę o Wiśle. Próby trwały kilka miesięcy. Dzieci tańczyły i śpiewały: "Płynie Wisła, płynie po polskiej krainie, a dopóki płynie, Polska nie zaginie ". To zrobiło kolosalne wrażenie na mojej córce. Jeszcze długo po przedstawieniu pytała, czy pojedziemy do źródeł Wisły - opowiada pani Agnieszka z Warszawy.

W programie wielu szkół podstawowych były i są takie wycieczki.

- Na Baranią Górę prowadził nas przewodnik Józef Broda. Szliśmy przez rezerwat - wspomina Stefan Wrzeszcz, pracownik telewizji.- Przewodnik opowiadał jakieś cudowne legendy, przypowieści. W pewnej chwili nad Wisełką nabrał wody do ust i wyrzucił w powietrze tak, że na naszych oczach powstała malutka tęcza. Nie mieliśmy wątpliwości, że mamy do czynienia z cudem.

 

Wisła zaczyna się właśnie w Beskidzie Śląskim na stokach Baraniej Góry. Z ziemi wycieka wiele małych strużek wody. Potem łączą się one w dwa górskie potoki: Czarną i Białą Wisełkę. Oba strumienie uzupełnione o licznych kolegów składają się na Wisłę, która - najpierw niezbyt szeroka - płynie z coraz większym oddechem, by po pokonaniu 1047 kilometrów wpaść szerokim ujściem do morza.

- Choć jestem mieszkańcem Trójmiasta, niedawno pierwszy raz wybrałem się na wycieczkę statkiem po Zatoce Gdańskiej Weszliśmy w nurt Wisły i płynęliśmy w kierunku morza - opowiada Jan Kowalski, menedżer. - Było dość wąsko, po brzegach chaszcze i nagle olbrzymia przestrzeń. Wzrok biegł od horyzontu po horyzont, To robiło wrażenie.

Bałtyk nie zna drugiej tak wielkiej rzeki, która go zasila. Polacy też nie mają drugiej takiej rzeki. A Europa? Dunaj liczy 2850 kilometrów długości, Ren -1320, ale jest konkurencja, w której Wisła prześciga rywali: jest ostatnią wielką dziką rzeką Europy.

- Teraz już nie mówimy "dzika". Wisła jest największą w Europie rzeką zbliżoną do naturalnej - uściśla Jacek Bożek, prezes Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego Klub Gaja, które od kilku lat realizuje program "Teraz Wisła".

Naturalna rzeka to taka, która płynie swobodnie między wałami przeciwpowodziowymi i sama wybiera sobie drogę. Wisła właśnie tak czyni, stąd pojawiają się na niej łachy piasku, wyspy porosłe krzakami, gdzie żyją ptaki i drobna zwierzyna. Stąd tak wiele wokół Wisły terenów chronionych i rezerwatów.

- Człowiek już zagospodarował całą Europę. Doliny rzek są jedynymi korytarzami ekologicznymi, którymi mogą się przemieszczać swobodnie ptaki z Europy Północnej na południe i do Afryki. Te wędrówki są tym łatwiejsze, im mniej uregulowana rzeka. Dlatego Wisła jest tak ważna - zapewnia Jacek Bożek.

 

Dla Polski Wisła była zawsze ważna, nawet w czasach, gdy nikomu się nie śniło wypowiadać w imieniu ptaków czy mikroorganizmów. W starych, dobrych czasach z korytarzy ekologicznych korzystali ludzie. Europę pokrywały puszcze i lasy, a rzeki były najprostszymi szlakami komunikacyjnymi. I tak przez stulecia polskie zboże płynęło Wisłą do Gdańska. Flisacy spławiali je na tratwach. Dzięki zbożu i Wiśle polscy właściciele ziemscy mieli koniunkturę przez niemal 200 lat. Pamiątki po zbożowym boomie zachowały się w Kazimierzu nad Wisłą. W XVI i XVII w. zbudowano tu kilkadziesiąt spichlerzy. Niektóre przetrwały do dziś.
Z okalających miasteczko wzgórz rozciąga się wspaniała panorama doliny rzeki. Stąd przed wiekami także na nią patrzono. Gdy kupiec lub szlachcic powierzył w Krakowie swój majątek Wiśle i flisakom, to nerwowo wypatrywał ich w Kazimierzu. Gdy się pojawili, już spokojnie kalkulował, kiedy transport dotrze do Gdańska i kiedy będzie mógł pójść do kasy.
Koniunktura na zboże skończyła się w dobie wojen ze Szwedami. W końcu XVIII w. nastał czas rozbiorów. Polskę podzieliły między siebie Austria, Prusy i Rosja. Pokawałkowano też Wisłę. Każdy z zaborców miał własną politykę dotyczącą sieci rzecznej. Prusy regulowały i zagospodarowały swoje rzeki, Austria miała wielkie plany m.in. budowy kanału łączącego Dunaj z Odrą, Wełtawą, Wisłą i Dniestrem, które tylko częściowo zrealizowała. Rosja została w tyle. Dzięki jej opieszałości do dziś nieuregulowany jest środkowy i częściowo dolny bieg Wisły.
Po I wojnie światowej, po odzyskaniu niepodległości, po cudzie, który dokonał się nad Wisłą w sierpniu 1920 r. - było nim odparcie podchodzących pod stolicę wojsk Armii Czerwonej - Polacy zaczęli dyskutować nad tym, jaka ma być ich królowa rzek. W zasadzie dyskutują do dziś. Wtedy spierali się romantycy z pragmatykami, miłośnicy rekreacji z inżynierami, którzy chcieli uporządkować rzekę, uczynić ją żeglowną i połączyć z dolną Notecią, Wartą, Odrą. Przez moment istniał nawet plan, by zbudować w Toruniu port, który mógłby przyjmować duże statki. Projekt pozostał na papierze. Przyszła II wojna światowa, ale gdyby jej nie było, to i tak Toruń raczej nie miał szans na przywitanie floty morskiej.
Po wojnie wrócono do koncepcji uregulowania Wisły. W latach 50-tych opracowano plan budowy dziewięciu zapór na dolnej Wiśle, które podnosiłyby poziom rzeki, tak by pływały nią statki handlowe. W latach 60-tych przegrodzono Wisłę we Włocławku. Była to pierwsza i, jak się okazało, ostatnia zapora.

- Powstała właśnie we Włocławku, bo zamierzano przerzucać wodę z Wisły na Śląsk betonowym kanałem. Nikogo to nie bulwersowało, bo były to lata, kiedy nasi sąsiedzi odwracali biegi rzek - wyjaśnia Jacek Bożek. - Teraz zapora włocławska wymaga napraw, woda wypłukała dno u jej podstawy, co grozi katastrofą. Hydrotechnicy chcą budować kolejny stopień wodny w Nieszawie, by odciążyć Włocławek, ale nowa zapora nie uratuje starej. Najlepiej zaporę we Włocławku rozebrać. Rozebrano przecież dwie tamy na dopływach Loary, a Niemcy inwestują w przywracanie naturalnego charakteru Renowi.

Przez lata mieszkańcom Włocławka mówiono, że problem zapory rozwiąże budowa następnej, w Nieszawie. I oni chyba w to uwierzyli.

- Tu ludzie boją się katastrofy. Mój kolega, który mieszka na prawym brzegu Wisły, często śni, że zapora pada, a jego dom zalewa Wisła - mówi włocławianka Bernadetta Waszkielewicz, z zawodu dziennikarka. - Z drugiej strony - zapora daje pracę ludziom, a to we Włocławku jest bardzo ważne.

Włocławianie boją się Wisły, ale się do. niej przybliżają. Bulwary nadrzeczne stają się miejscem spacerów i spotkań także w innych miastach. Rzeka stała się czystsza. Na szczęście skończyły się socjalistyczne mrzonki o potędze, a najwięksi przemysłowi truciciele, oczka w głowie partyjnych sekretarzy, albo zbankrutowali, albo zainwestowali w oczyszczalnie.

 

- Mniej trują fabryki - potwierdza Jacek Bożek. - Są jeszcze problemy ze ściekami komunalnymi i nad tym musimy popracować przed wejściem do Unii Europejskiej Poza tym Wisła się samooczyszcza, a to dlatego, że płynie naturalnym korytem.


Płynie naturalnie również przez Warszawę. Niektórym to przeszkadza. Uważają bowiem, że w europejskiej  stolicy rzeka powinna być tak zdyscyplinowana i porządna jak Sekwana w Paryżu. Już w XIX w. ubolewano, że brzegi królowej polskich rzek są za mało zagospodarowane, dlatego w 20-leciu międzywojennym rozpoczęto porządkowanie dzielnic nadrzecznych, budowę promenad u stóp Starego Miasta. Narzekano, że przystanie dla łodzi są nie dość eleganckie.

- To nieprawda - zapewnia pani Krystyna. - Przed wojną mieszkałam na Powiślu i latem po pracy każdego dnia biegałam do jachtklubu popływać żaglówką. Wisła wtedy żyła, pełno było kajaków, łódek i żaglówek. Na pomostach kwitło życie towarzyskie.


Dziś życie towarzyskie wraca pomału nad Wisłę. Latem powstają dziesiątki letnich ogródków tuż nad rzeką. Jeszcze mało ekskluzywne, ale to przecież dopiero początek. Są nowe plany zagospodarowania obu brzegów rzeki. Przyglądają się im wnikliwie ekolodzy. Na ich prośbę liny nowego podwieszanego mostu w Warszawie, zamiast projektowanego białego koloru, otrzymały żywy pomarańczowy ton, tak by mogły je zauważyć ptaki kursujące doliną Wisły. A co dalej?

- Gdyby nie było na Wiśle zapó1; mogłyby w niej pojawić się łososie wędrujące - zaznacza Jacek Bożek. - Do Loary przecież wróciły.

Anna Brzostek Kaleidoskope, listopad 2002
Wydawnictwo PLL - LOT

autor: yoyo ikonki: krysiaida @ deviantart | działa dobrze pod: ie 5.0, netscape6, opera 5 (i wyżej)